Podkarpacki Związek Piłki Nożnej

Po meczu z Ukrainą poznamy nazwiska 26 piłkarzy, których selekcjoner reprezentacji Polski Michał Probierz zabierze na mistrzostwa Europy. Spore szanse na wyjazd ma jedyny piłkarz w tej w kadrze z podkarpackimi korzeniami Paweł Bochniewicz. Jaką drogę przeszedł wychowanek Wisłoki Dębica i były gracz Stali Mielec, by dojść na europejski poziom?

Paweł Bochniewicz ma dziś 28 lat, urodził się w Dębicy, wychował na osiedlu, obok którego znajduje się stadion Wisłoki. W piłkę grał jego tato, a on sam do dziś pamięta trenerów, pod okiem których stawiał pierwsze piłkarskie kroki, a także tych, którzy rozwijali go jako piłkarza.

O tym i o kilku innych sprawach udało się nam z nim porozmawiać podczas zgrupowania w Warszawie.

Łukasz Pado: Jak się czujesz przed największym wyzwaniem w karierze? Mistrzostwa Europy blisko, więc pewnie emocje są…

Paweł Bochniewcz: Jest to duży turniej i zawsze marzyłem, żeby zagrać na takim dużym turnieju, bo kto o czymś takim nie marzy. Już jedno swoje marzenie z dzieciństwa spełniłem, zagrałem w reprezentacji Polski, więc teraz kolejne. Duży turniej, jestem gotowy, czuję się dobrze, jest lekka niepewność, bo trener będzie jeszcze musiał dwie osoby odrzucić z listy. Mam nadzieję, że to nie będę ja, bo czuję się na siłach, żeby pojechać na te mistrzostwa.

Wspomniałeś dzieciństwo i o tym chciałem z tobą porozmawiać. Pamiętasz sam początek?

Ciężko pamiętać sam początek, bo miałem pewnie 4 lub 5 lat. Pytałem o to rodziców, bo widząc mojego chrześniaka, który ma mnóstwo zabawek i wszystkiego, spytałem „czy ja też tak miałem”? Powiedzieli, że nie, bo u mnie była tylko piłka, piłka i nic więcej. Dopiero później jak byłem starszy, to pojawiły się komputery i gry komputerowe, ale poza tym tylko cały czas piłka.

Pochodzisz z Dębicy, a Wisłoka to twój pierwszy klub. Z racji zamieszkania wybór klubu na początku piłkarskiej przygody był oczywisty.

Jestem z osiedla w Dębicy, które jest bardzo mocno kibicowskie, jeśli chodzi o Wisłokę, więc zawsze mnie na Wisłokę ciągnęło, wystarczyło przejść przez park i już był stadion, więc zawsze u mnie była Wisłoka. Myślę, że ta miłość do piłki przeszła na mnie z taty, który też grał w piłkę, ma nawet kilka występów w pierwszej lidze w Wisłoce. Tato też mnie pchał do piłki i jak w pewnym momencie pojawiły się sytuacje, że trzeba było wyjechać, to właśnie tato był bardzo za tym. Był pewnie takim motorem w rozwoju, a mama z kolei sugerowała, żeby zostać w domu, pewnie się martwiła, ale zawsze mocno mnie wspierała i wspiera.

Pamiętasz pierwszego trenera?

Jeśli chodzi o trenerów, to Tadeusz Stolarski i Zbigniew Rajnfus byli tymi, których na pewno zapamiętam najbardziej, do końca życia. Było ich oczywiście więcej: Grzegorz Cyboroń czy Mirosław Kalita, który był asystentem u trenera Czesława Michniewicza przy kadrze, ale ta pierwsza dwójka mi najmocniej utkwiła w pamięci. Potem gdy odszedłem do Mielca, to pan Stolarski i Cyboroń założyli w Dębicy szkółkę piłkarską, która funkcjonuje do dziś. Cieszę się, że dzisiaj dzieciaki mają lepsze warunki do treningów, czy to w Wisłoce, czy innych klubach. Kiedy ja byłem, to praktycznie nie było niczego. Dziś jest sztuczne boisko, no i nowa trybuna. Wiem, bo śledzę w internecie to, co dzieje się w klubie.

Z Wisłoki odszedłeś do Stali Mielec…

Odszedłem, bo w pewnym momencie, nie ujmując nikomu, ale czułem się dużo lepszy od zawodników, z którymi grałem. Widziałem po klubie, że praktycznie nic w nim nie ma, to był bardzo ciężki okres dla Wisłoki, dziś jest inaczej. Ale wtedy wiedziałem, że aby iść wyżej, trzeba odejść, a w tamtym czasie najlepszym miejscem na Podkarpaciu, jeśli chodzi o szkolenie, był Mielec. Jak miałem 14 lat, to najlepsi zawodnicy z każdego rocznika odchodzili wtedy do Mielca. Ja też tam poszedłem, wygrywaliśmy w województwie wszystko, w starszym i w młodszym roczniku. Graliśmy w kadrach wojewódzkich i większość piłkarzy w tych kadrach, było właśnie ze Stali Mielec. A mieliśmy bardzo mocną ekipę, naszym trenerem był Roman Borawski. Czasem jednak grałem też z dwa, trzy lub nawet cztery lata starszymi od siebie u trenera Jakuba Kuli, obaj są teraz w Puszczy Niepołomice asystentami trenera Tomasza Tułacza. Zresztą trener Tułacz był pierwszym trenerem, który wziął mnie do drużyny seniorów, wtedy w 3-ligowej Stali Mielec. Licząc tę trójkę i kilku zawodników, którzy przewinęli się przez Mielec, to teraz w Puszczy jest miks moich znajomych. Są ludzie z Mielca i chłopaki, z którymi grałem w Górniku Zabrze też.

A jak wyrwałeś się z Mielca dalej?

To już swoje zrobiło to, że grałem w reprezentacjach młodzieżowych. Praktycznie od kiedy skończyłem drugą klasę gimnazjum, to zacząłem jeździć na reprezentację U15. Potem w każdej reprezentacji już grałem. Kiedy wyjeżdżaliśmy na mecze za granicę, to pojawiało się mnóstwo skautów, którzy zaczepiali nas, wypytywali, zapraszali na testy. I tak byłem na testach w Evertonie, do Wolfsburga też miałem jechać. Bardzo dużo się tego pojawiało i dziś chłopaki mają podobnie, albo nawet jest tego jeszcze więcej, bo mocno się to wszystko rozwinęło i jest na wyższym poziome. Ja będąc w Stali, bardzo chciałem iść za granicę i bardzo mi na tym zależało. Miałem propozycje z Lecha Poznań z Legii Warszawa, ale siedziała mi w głowie ta zagranica i czekałem na okazję. Patrzyłem też na to, żeby trafić do klubu, który w perspektywie roku lub dwóch da mi możliwość przebicia się do pierwszej drużyny. Dlatego padło na Serie B i Reginę.

Z perspektywy czasu uważasz, że to był dobry wybór.

Myślę, że tak. Ja ogólnie nie rozmyślam o swojej karierze w kategoriach czy zrobiłem dobrze czy nie idąc do tego czy innego klubu. Można się zastanawiać, co by było gdyby, może grałbym w lepszym klubie, ale finalnie jestem bardzo wdzięczny za to, gdzie jestem teraz, jakim jestem człowiekiem i czego się nauczyłem. To nie chodzi tylko o to, jakim jestem piłkarzem, ale też o języki, poznawanie ludzi, różnych kultur, wszystko dookoła tego, co jest oprócz bycia piłkarzem. Ta droga przez Włochy, Hiszpanię, Holandię, to jest bagaż tylu doświadczeń, że byłbym głupi, gdybym któregoś swojego ruchu żałował.

Co się dzieje z twoimi kolegami z Wisłoki czy Stali Mielec? Utrzymujesz z nimi kontakt?

Z kilkoma chłopakami z Mielca mam dobry kontakt, ale już nikt z nich nie gra w piłkę. Michał Walski gra w Puszczy Niepołomice, ale z nim akurat kontakt nam się urwał. Pozostali? Chyba nikt nie wyszedł wyżej niż 3 czy 4 liga.

Często bywasz w Dębicy w rodzinnych stronach?

Jest to bardzo trudne, ze względu raz na brak czasu, a dwa to moja żona jest z Zielonej Góry i tam budujemy nasz wspólny dom. Przez ostatni 10 lat poświęciła swój życie dla mnie, jeździ za mną, to zdecydowałem, że dom wybuduję właśnie w jej rodzinnych stronach. Bardzo się cieszę, bo mamy super miejsce, choć dlatego od Dębicy, ale to nie jest aż tak duży problem.

A jak już zaglądniesz do domu, to na mecz uda się wyskoczyć?

Udaje. Ostatnio byłem na meczu juniorów i były to derby, grała Wisłoka z Igloooplem. Ludzie się zdziwili, kiedy mnie zobaczyli, bo przyjechałem na starym rowerze mojej mamy, potem wujek mi to wypominał „Reprezentant Polski na starym rowerze jeździ”. Nie zapominam jednak o moich stronach, moim pierwszym klubie. Śledzę w internecie, co się dzieje w Wisłoce cały czas. Kibicuję też mocno Siarce Tarnobrzeg, bo mój szwagier jest tam trenerem.

Dariusz Kantor, tak? Mąż twojej siostry?

Tak. Czasami gadamy o piłce, kiedy byłem w Udinese, to był u mnie na stażu trenerskim, jest tym mega zajawiony, jak widać po wynikach. W tym roku nie udało mu się wywalczyć awansu, bo trudno było przeskoczyć taki zespół jak Wieczysta Kraków, ale myślę, że jak tak dalej pójdzie, to w przyszłym sezonie ten awans będzie.

Czujesz, że ta obecna twoja forma, to jest ten top? Bo sezon wydaje się udany, dużo grałeś…

Sezon? Taki sobie. Drużynowo nie zagraliśmy zbyt dobrze, jeśli chodzi o moje indywidualne występy, to był to normalny sezon. Były fajne mecz i trochę gorsze, ale generalnie było nieźle, a czy się czuje w takiej życiowej formie? Jestem zawodnikiem, ani już młodym, ani jeszcze starym, Myślę, że to jeszcze przede mną. Na pewno jestem zawodnikiem na tyle doświadczonym i na tyle młodym, żeby te swój potencjał rozwinąć.

Jak się czujesz w tej reprezentacji? Lewandowski, Szczęsny – dalej to robi wrażenie?

Jak debiutowałem, to Lewy był wybrany wtedy najlepszym piłkarzem świata, więc było na początku takie wow, ale potem siedzisz z nim, któryś raz przy stole, bo akurat siedzimy przy tym samym stoliku z nim i Wojtkiem Szczęsnym i jest to normalny kolega. Jest lepszym piłkarzem, ale poza boiskiem jesteśmy tacy sami. Normalnie rozmawiamy, żartujemy.

Czym zasłużyłeś sobie, żeby siedzieć przy stoliku w takim towarzystwie?

Nie wiem. Nie ma zasad, kto z nim siedzi przy stole. Zresztą Lewy, Wojtek czy Zielu oni nie lubią kiedy się ich traktuje, jak kogoś lepszego. To tak nie działa, tu wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie. Tak to wygląda.

Jakie twoim zdaniem mamy szanse na Euro?

Mamy. Z Holandią na pewno czeka nas sporo biegania, bo oni nie będą chcieli oddać nam piłki, to na pewno, ale myślę, że możemy z nimi wygrać, z Austrią wiadomo, że też. Z Francją będzie trudno, ale o to będziemy się martwić później. Z grupy awansują nie tylko dwie pierwsze drużyny, ale też najlepsze z trzecich miejsc, więc na pewno mamy szansę , żeby zagrać w fazie pucharowej. Trzymajcie za nas kciuki.

Dodaj komentarz