Podkarpacki Związek Piłki Nożnej

– Do Stali Rzeszów zapisał mnie nasz ksiądz. Potem byłem na konsultacji w reprezentacji Polski U-15, ale kontuzje sprawiły, że przegrałem tę walkę mentalnie – mówi Marcin Kiwak, który w zakończonym niedawno sezonie dla Kolbuszowianki zdobył 51 goli, najwięcej wśród wszystkich piłkarzy grających w podkarpackich ligach. Ma 28 lat, ale sporo już przeżył, szkolił się w Stali Rzeszów i SMS-ie Łódź. W piłkę gra, bo lubi.

Sezon się skończył, zaczęły wakacje, a ty na wakacjach, przed czy po?

Mam teraz takie trochę „przymusowe wakacje”. Rozciąłem nogę na szkle i jestem na zwolnieniu. Nic bardzo groźnego, ale pracować się nie da, więc jestem w domu. Wakacje planuję nieco później.

Pod koniec lipca na Kolbuszowiance duża impreza z okazji jubileuszu klubu. Zdążysz się wyleczyć?

To ostatni weekend lipca, mam trzy tygodnie. Na pewno się tam pojawię, bo nasz klub świętuje stulecie powstania. Czy będę na boisku? Tego nie mogę obiecać, ale zagrają tam moje drużyny, więc na pewno będę.

Fajny prezent na stulecie klubu. Awans, to zawsze świetnie smakuje.

Oczywiście. Jako drużyna wykonaliśmy cel, który sobie założyliśmy, a to był szybki powrót do klasy O, po tym jak spadliśmy rok temu. Wiedzieliśmy, że mamy doświadczoną drużynę, na co nas stać i gdzie jest nasze miejsce. Chcieliśmy awansować na jubileusz stulecia i zrobiliśmy to. Teraz mamy trochę przerwy, wracamy do treningów 18 lipca, jest zaplanowanych kilka gier kontrolnych. W głowach już mamy kolejny sezon.

Awans świętowaliście całą drużyną?

Tak i to można powiedzieć w bardzo fajnych warunkach. Niedaleko Kolbuszowej jest fajna miejscówka, fajny klimat, trzy domki, sauna, grill. Bardzo polecam Osada Trzęsówka. Świetna zabawa.

Drużyna zdała egzamin, wykonała cel, a jak ocenisz siebie za ten miniony sezon? Gdy popatrzymy na liczby 51 goli, 18 asyst, to nie ma się do czego przyczepić.

Do tego doliczę jeszcze wybity ząb i potłuczone nogi. Trochę się działo w tym sezonie, ale ja gram twardo, były stykowe piłki, gdybym odpuszczał, to nie byłoby tyle goli. Przez to było trochę uszczerbku na zdrowiu.

Fot. Kolbuszowianka Kolbuszowa

Aż tak ostro było?

Po meczu meczu z Majdanem miałem pęknięty ząb i zruszone zęby, w pierwszej kolejce z Cmolasem rozcięty policzek po starciu z bramkarzem czy otarty nos i również zruszone zęby z Podborzem. Ale z sezonu jestem zadowolony, bo zdrowie dopisało i rozegrałem prawie wszystkie mecze, co nie zdarzało mi się. Nie zagrałem tylko w jednym meczu, bo pauzowałem za kartki. Wcześniej zawsze zmagałem się z urazami, kontuzjami, naciągnięciami. Bywało, że więcej nie grałem, niż grałem. Klub w Kolbuszowej pomógł mi w leczeniu kontuzji, której nabawiłem się odchodząc z Przedborza. Wróciłem do gry i najbardziej się cieszę, że dopisało zdrowie. A gole? To już zasługa nie tylko moja, ale też naszej drużyny, która walczyła o każdą piłkę i każdy metr boiska, żebym miał te sytuacje. Poznaliśmy się super na boisku, bo każda, która była adresowana w pole karne, to ja tam byłem. Bez drużyny tego by nie było. Myślę, że urodziłem się z tym i piłka mnie szuka w polu karnym. Gram na pograniczu faulu, statycznie, może to z boku nie wygląda dobrze, ale najważniejsze, że jest skutecznie.

51 goli to twój rekord, jeśli chodzi o liczbę trafień w sezonie?

Chyba tak. Chyba, bo to nie pierwszy taki sezon, w którym strzelam dużo goli. To nie jest tak, że prężę się na gole, to samo przychodzi, tak naturalnie. Najważniejsze jest dobro drużyny, dlatego ten awans cieszy mnie tak bardzo. Można wierzyć lub nie, ale to mój pierwszy awans odkąd gram w piłkę. Niestety zazwyczaj to spadałem. Czy z 3 ligi, czy okręgówki z Kolbuszowianką, z CLJ czy z A klasy z Przedborzem.

Tak jak wspomniałem, 51 goli czyni cię królem strzelców nie tylko w drużynie, twojej lidze, ale w całym województwie, nikt inny nie dobił do pięćdziesiątki, chyba że wiekiem, bo takich pewnie kilku znajdziemy…

Wiekowo na pewno. Nawet u nas jest jeden taki. Nasz prezes Dariusz Wróblewski zagrał z Janovią Janowiec ostatnie 20 minut. Ma 58 lat i fajnie wyglądał na boisku, nawet mógł gola strzelić. Podziwiam takich ludzi, którzy mimo wieku, dają radę, nie zapominają o ruchu i jeszcze w piłkę nieźle sobie radzą. Myślę, że takich w naszych ligach jest więcej, Ja miałem dużo urazów i teraz to odczuwam. W Łodzi trenowaliśmy tylko na sztucznych murawach, teraz doszła waga, praca zawodowa swoje dokłada. Obciążeń jest dużo, odpoczynku mniej. A tacy jak nasz prezes dużo starsi ode mnie dają radę.

Fot. Kolbuszowianka Kolbuszowa

Kolbuszowianka strzeliła w sezonie 141 goli, a mimo to do końca musieliście się bić o awans. Dwaj najgroźniejsi rywale w ostatnich kolejkach, mogło być różnie…

Liczby super, najwięcej goli w lidze, najmniej straconych, a mimo to, było mało. Zaczęliśmy sezon świetnie, mieliśmy przewagę, ale od przegranego meczu z Majdanem, był remis z Wolą i się pokomplikowało. Ale wiedzieliśmy, że z Podborzem pójdzie dobrze. Oni musieli wygrać z nami czterema golami i liczyć, że przegramy z w ostatniej kolejce z Dromaderem. Wiedzieliśmy, że ruszą na nas i poczekaliśmy sobie. Wygraliśmy 3:1 i wszystkie gole strzeliliśmy po kontrze. Tym meczem zapewniliśmy sobie awans, fajnie, bo to był mecz u siebie, mieliśmy dzięki Podkarpackiemu Związkowi Piłki Nożnej transmisję na żywo z tego meczu z komentarze. Pozdrawiam pana komentatora, bo dużo miłych słów o mnie mówił, dużo pochwał było i miło się to słuchało. Fajnie, że robicie takie transmisje, bo nie tylko ekstraklasa i 1 liga, ale w klasie A czy B, też jest fajna piłka i warto jej dawać szanse. Ten komentator to Maciej Dziedzic, zapamiętałem, bo mamy w drużynie Briana Dziedzica, od którego dostałem chyba najwięcej podań w tym sezonie, zresztą nie tylko do niego. Chłopaki dawali mi takie ciasteczka, że grzech było z tego nie strzelić gola.

Ciekawi mnie twoja przygoda z piłką. Bo szkoliłeś się w Stali Rzeszów, SMSiie Łódź. Potem grałeś m.in. w 3 lidze. Co się stało, że nie udało się przebić do poważnego grania?

Początki były w Stali Rzeszów, w której spędziłem cztery lata. Chciałbym wspomnieć przy okazji jedną osobę, być może przeczyta kiedyś ten wywiad. To ksiądz Wiesław Mazur, który był proboszczem u nas w Przedborzu. Chodziliśmy do niego na religię, ale bardziej grać w piłkę. To on później zapisał mnie na treningi do Stali Rzeszów do Pawła Kloca. Znali się i to dzięki niemu tam poszedłem. Przekonał mnie, żebym spróbował, porozmawiał z moim tatą i tak trafiłem do Stali. Teraz nie wiem, co się z nim dzieje, bo nie ma go już u nas w parafii, ale chcę mu podziękować, bo to dzięki niemu poznałem potem fajnych ludzi. Później to ogromne poświęcenie moich rodziców gdzie w tamtych czasach trzy razy w tygodniu dowozili mnie na treningu do Rzeszowa. Wtedy godzinę drogi w jedną stronę. Grając w Stali, trafiłem do kadry Podkarpacia, z którą pojechaliśmy na mistrzostwa Polski w Piotrkowie Trybunalskim i po tych mistrzostwach zadzwonili do mnie z SMS-u Łódź. Dla mnie 14-latka to było coś niesamowitego. Zostałem rzucony na głęboką wodę. Na szczęście miałem tam też ogromne wsparcie od Mateusza Cetnarskiego (pochodzi z Kolbuszowej – przyp. Podk. ZPN), który był absolwentem SMS-u i graczem ekstraklasowego GKS-u Bełchatów. W Łodzi szkoliłem się sześć lat, przeszedłem kilka grup wiekowych, ale też dopadły mnie tam kontuzje. Najgorzej było w ostatnim roku. Miesiąc przed końcem pojawiły się problemy z mięśniem czworogłowym. Miałem testy w 2 lidze, ale ostatecznie załapałem się w 3 lidze. Przez kontuzje jednak nie mogłem się ustabilizować, trudno było przebić się do składu, a przeskok z gry juniora do seniora jest bardzo trudny, szczególnie jak się nie jest do końca zdrowym, a kontuzje się odnawiają. Wtedy przegrałem tę walkę mentalną. Trochę pograłem, ale potem zrezygnowałem. Kolega mnie namówił, pojechałem do pracy do Anglii. Do piłki wróciłem po dwóch latach. Poszedłem do Huraganu Przedbórz, u mnie w miejscowości, do A klasy.

SMS Łódź, to uznana marka…

Tak. Jeśli chodzi o szkołę i młodzieżowe granie, to były sukcesy indywidualne i drużynowe. Zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski U15, byłe królem strzelców tych mistrzostw. Załapałem się nawet na konsultacje do reprezentacji Polski U-15. Kilku moich kolegów gra dziś w dobrych drużynach, a ja ich podziwiam przed telewizorem. Kontakty się urwały, ale miło się robi, jak się ich tam widzi. W ostatnim roku juniorów grałem w ataku z Karolem Świderskim. Był dwa lata młodszy, ale grał już z nami z rocznikiem 1995. Pod koniec sezonu ja już nie grałem, bo miałem kontuzję, a on już miał wtedy kontrakt w Jagiellonii.

W reprezentacji U-15 skończyło się na konsultacji, czy było coś więcej?

Tylko konsultacja, bo może byłoby coś więcej, ale skręciłem najpierw jedną, potem drugą kostkę i nim się wyleczyłem, było po sprawie.

Kto cię namówił na grę w Kolbuszowiance?

Przed Kolbuszowianką, byłem trenerem i zawodnikiem u siebie w Huraganie Przedbórz. Do powrotu do piłki namówił mnie dobrze znany w regionie Staszek Pruś, który jest w mojej rodzinie. Był trenerem Huraganie Przedbórz i po przerwie właśnie tam zacząłem znów kopać. Jeśli chodzi o Kolbuszowiankę, to na pewno duża w tym zasługa prezesa Dariusza Wróblewskiego oraz obecnego trenera Grzegorza Kuźmy, z którym miałem krótką przygodę w Błękitnych Siedlanka, kiedy tam był trenerem. Trenując dzieci już wtedy w grupach młodzieżowych Kolbuszowianki stwierdziłem że fajnie byłoby zagrać w klubie z fajną historią oraz super zapleczem. Zgodziłem się na grę i to był strzał w 10. Początek znów był trudny, bo nie mogłem się wyleczyć. W pierwszym sezonie zagrałem może 8-9 meczów. W Kolbuszowiance mi jednak pomogli, umówili mnie z fizjoterapeutą i pomogło. Tak jak wspomniałem, w ostatnim sezonie nie zagrałem tylko w jednym meczu i to przez kartki, a nie kontuzje.

Co dalej? Zostajesz w Kolbuszowiance?

Tak, zostaję. Myślę, że będziemy chcieli się zadomowić w klasie O, choć drużyny, które awansują do wyższej ligi, mają zazwyczaj trudno. Ważne, żeby w pierwszej rundzie nazbierać punktów. Chciałbym, żeby nasza drużyna dobrze wyglądała w tej lidze, a kto wie, może powalczymy w przyszłości o coś więcej. Chciałbym, żeby 4 liga wróciła do tego klubu, jak nie wyżej. Mam w rodzinie dwóch byłych zawodników Kolbuszowianki, Staszka Prusia i Staszka Pastułę. Kiedy oni grali, to w Kolbuszowiance byli niemal sami wychowankowie i potrafili grać w czwartej, a nawet trzeciej lidze. Myślę, że jest szansa, żeby do tego wrócić. Teraz szkoli się u nas dwieście dzieci, od skrzata, do juniora młodszego. Liczę, że to, co robimy, zaprocentuje i z każdego rocznika po kilku chłopaków, będzie trafiać do drużyny seniorów. Będą się ogrywać i stworzą fajną drużynę.

Z jakimi grupami młodzieżowymi ty pracujesz?

Prowadzę orlika starszego i młodzika młodszego. Będziemy zgłoszeni do rozgrywek w nowym sezonie. Jestem tu trenerem od 3 lat, grupa rośnie w siłę. Mamy w grupie roczników 2012, 2013 i 2014 50 dzieciaków. Najważniejsze, żeby w nich zaszczepić tę piłkę i żeby z uśmiechem przychodziły na treningi.

Na koniec tradycyjne pytanie. Co Marcin Kiwak porabia, jak nie gra w piłkę?

Głównie to zajmuję się piłką, bo lubię i prędko z tym nie skończę. Jak nie granie, to trening z młodzieżą, a prywatny czas wykorzystuję, żeby spotkać się ze znajomymi. Lubię spędzać czas nad wodą, mam takie małe hobby. To wędkarstwo.

Jakieś sukcesy w wędkarstwie?

Sukces może nie ale Kubie pojechać do Czarnej Sędziszowskiej na węgorze. Jest ich tam sporo ale najważniejsze dla mnie wtedy to odpoczynek i refleksja.

Dodaj komentarz