– Nasza drużyna była niedoceniania. Stawiano nas raczej w roli kandydata do spadku, a my nie dość, że utrzymaliśmy się, to jeszcze z roku na rok wyglądamy coraz lepiej – mówi w wywiadzie z Podkarpackim Związkiem Piłki Nożnej Tomasz Barycza, zawodnik Legionu Pilzno – Piłkarz Roku 2023 w 4 lidze Podkarpackiej.
Gratuluję nominacji i wygranej w kategorii Piłkarz Roku 4 ligi podkarpackiej. Jak ci się podobał finał XX Gali Piłkarskiego Podkarpacka Nike?
Dziękuję za gratulacje. To dla mnie duże wyróżnienie, byłem pierwszy raz i być może ostatni na tej gali. Zrobiła ona na mnie duże wrażenie, bo organizacja i cała otoczka były niesamowite. Bardzo pozytywnie to oceniam.
Jesteś zaskoczony wyborem kapituły? To był dla ciebie taki super rok?
Zaskoczony najbardziej byłem samą nominacją, nie spodziewałem się. A jeśli chodzi o pierwsze miejsce, to już w dniu gali doszły do mnie informacje, że mogłem wygrać, ale nie oznacza to, że podczas gali byłem mniej zaskoczony.
Na scenie towarzyszyli ci Karol Wojtyło z Igloopolu Dębica – Młodzieżowiec Roku w 4 lidze, Hubert Pieszczoch z Cosmosu, jako odkrycie, trener Krzysztof Korab i jako drużyna Roku Cosmos Nowotaniec. Słuszne wybory?
Myślę że tak. Karol na pewno wyróżniał się jako młodzieżowiec, Cosmos, to drużyna bardzo solidna, choć wspomagana obcokrajowcami, ale solidna. W tamtym sezonie wygrała ligę i tym razem może to powtórzyć. Dla mnie brakowało tam naszego trenera Łukasza Bartkowskiego, bo zasłużył na pewno przynajmniej na nominację.
Tomasz Barycza, 33 lata, wiek Chrystusowy. Najlepszy, bo Maciej Domański Piłkarz Roku, to też twój rocznik?
Rocznik 90-ty, był zawsze solidny. Jak zaczynałem w Wisłoce Dębica, to mieliśmy bardzo mocny rocznik, to samo było na kadrze Podkarpacia, gdzie byliśmy zresztą z Maćkiem Domańskim razem. Już wtedy się wyróżniał, dlatego nie jest dla mnie zaskoczeniem, że jest dzisiaj jednym z najlepszych piłkarzy w ekstraklasie.
Jesteś typem zawodnika, który mocno przywiązuje się do danego klubu, dość powiedzieć przez 20 lat twojej gry w piłkę w CV masz ledwie trzy kluby: Wisłoka Dębica, Legion Pilzno (wcześniej Rzemieślnik) i rok przygody w Wolanii Wola Rzędzińska…
W Wolanii to był bardzo fajny epizod. Graliśmy w 3 lidze małopolsko-świętokrzyskiej. Cieszę się, że udało mi się tam na krótko zakotwiczyć. Jeszcze był MKS Dębica, gdzie zaczynałem swoją przygodę z piłką, ale to od 13 roku życia byłem już w Wisłoce i uważam go za swój macierzysty klub. Potem była wspomniana Wolania i Pilzno. Jest mi tu dobrze, przyszedłem kiedy był jeszcze poprzedni zarząd, gdy graliśmy jako Rzemieślnik i czułem się tu bardzo dobrze, dogadywałem się z zarządem świetnie i teraz jest tak samo. Klub fajny, mam blisko domu, nie ma co narzekać.
To dziś mało popularne, żeby na długo przywiązywać się do jednego klubu…
Nie jestem typem zawodnika, który wędruje i nie mam w planie w najbliższym czasie czegoś zmieniać, choć pewnie ta moja przygoda piłkarska powoli dobiega końca. Niewiele brakło, a skończyłbym z graniem już w poprzednim sezonie. Po tej poważnej kontuzji, w meczu z Niskiem dopuszczałem do głowy takie myśli, byłem nawet na to zdecydowany. To, że nadal gram w 4 lidze, to na pewno duża zasługa prezesa Legionu Marcina Kudłacza i naszego trenera Łukasza Bartkowskiego. Przekonali mnie, żebym jeszcze pograł.
Prezes mówi: „Jak nie ma „Barego” na boisku, to nie ta sama drużyna”…
To miłe. Drużynę mamy bardzo solidną, w ciągu ostatnich trzech lat zrobiliśmy duży postęp i to widać po naszym miejscu w tabeli. Przed nami runda wiosenna, mocno trenujemy, przygotowujemy się. Wierzę że będzie dobrze.
Legion to trochę taka drużyna, na którą nikt nie stawia, a zawsze lubi namieszać. Szczególnie u siebie.
My takie wrażenie mamy od zmian w klubie, kiedy Rzemieślnik stał się Legionem. Nasza drużyna była niedoceniania. Stawiano nas raczej w roli kandydata do spadku, dostarczyciela punktów, a my nie dość, że utrzymaliśmy się, to jeszcze z roku na rok wyglądamy coraz lepiej organizacyjnie, a na boisku zrobiliśmy mega postęp. Dziś to nasze miejsce w tabeli nie jest przypadkiem. Oczywiście mogłoby być lepiej, ale to była bardzo udana runda, w drużynie jest optymizmy.
Jest optymizm, a jak buduje się forma? Bo liga coraz bliżej?
Do pierwszego meczu ligowego mamy jeszcze trochę czasu, przed nami trzy sparingi, czujemy się bardzo dobrze, choć może wyniki sparingów nie oddają tego, co potrafimy. Sparingi to jednak tylko sparingi, w meczach ligowych na pewno pokażemy na co nas stać.
Zmiany w kadrze niewielkie, to chyba dobrze?
Zgadza się, u nas trener przywiązuje wagę do tego, żeby utrzymywać skład, żeby nie dochodziło co rundę do dużych zmian. Dzięki temu tworzymy zgrany zespół i przekłada się to na wyniki.
Dla kogo, twoim zdaniem, słonko zaświeci wiosną najjaśniej? Kto wygra tę 4 ligę podkarpacką?
Już o tym mówiłem w jednym wywiadzie. Stawiam na Pogoń-Sokół Lubaczów i może jeszcze Stal Łańcut namieszać. Lubaczów to zespół, który ma duże szanse na awans i uważam, że jako jeden z nielicznych będzie w stanie sobie poradzić w 3 lidze finansowo, bo między czwartą, a trzecią ligą jest duży skok finansowy. Przekonały się o tych choćby Karpaty Krosno.
A co u twojego brata Łukasza, który przypomnijmy, otarł się o ekstraklasę…
Nawet zagrał w niej kilka minut w drużynie Amica Wronki. Pracuje, wszystko u niego jest dobrze. Próbował jeszcze pokopać w niższych ligach ostatnio, ale po kilku meczach dał sobie spokój.
A ty w przeszłości miałeś takie propozycje, żeby zagrać wyżej niż 3 liga?
Jeśli już, to były odległe czasy. Chyba raz pytała o mnie Resovia, po tym jak awansowała do 2 ligi, ale nic z tego nie wyszło.
Czego życzyć Baryczy?
Żeby mnie kontuzje omijały, a reszta się jakoś ułoży.
A w życiu prywatnym?
Też zdrowia. Czekamy z żoną na urodziny naszej drugiej córeczki, to już bardzo blisko. Zresztą mój udział w Gali Podkarpacka Nike był mocno z tego powodu zagrożony, bo to 9 miesiąc i można powiedzieć walizka do szpitala spakowana.