Bukowianka Bukowsko w poważnym kryzysie, ale nie poddaje się. Klub się wycofał, ale powrócił

276
fot. Bukowianka Bukowsko

Bukowianka Bukowsko przed startem rundy wiosennej oficjalnie wycofała się z rozgrywek w sezonie 2022/23. Klub jednak znów jest w grze i walczy o przetrwanie i utrzymanie.

– O ile sytuacja finansowa klubu jest dość stabilna, o tyle naszym problemem jest problem ludzi, których do gry zwyczajnie brakuje – mówi prezes Bukowianki Jakub Wyciskiewicz.

Dwa lata temu klub z okolic Sanoka Bukowianka Bukowsko świętował 30-lecie powstania. Był to solidny zespół klasy A, wicemistrz grupy 1. Awansować na jubileusz się nie udało, ale od kilku lat drużyna czyniła postępy, plasowała się w tabeli coraz wyżej i w końcu dopięła swego. Podobnie jak w 2015 roku awansowała do klasy O.

Wówczas w euforii nikt nie przypuszczał, że pół roku później klub będzie walczył nie tylko o utrzymanie, ale o życie. Już runda jesienna zwiastowała bardzo trudny sezon dla beniaminka, który w 15 meczach wygrał tylko cztery razy.

Najgorsze było jednak dopiero przed nimi. Nie dość, że kadra Bukowianki była dość wąska, to zimą zespół opuściło kilku graczy. Jedni wyjechali za chlebem za granicę, inni zawiesili buty na kołku. Próby pozyskania w ich miejsce graczy wobec miernego budżetu klubu spełzły na niczym.

Tuż przed startem rundy wiosennej na klubowym profilu na facebook.com pojawił się pierwszy od kilku miesięcy wpis. Niestety bardzo mało optymistyczny:

„Wracamy niestety ze smutnymi wieściami. W rundzie wiosennej sezonu 2022/23 nie będzie piłki nożnej w Bukowsku. Mimo usilnych starań Klubu nie uda nam się skompletować kadry pozwalającej rywalizować na poziomie seniorskim. Bukowianka od lat opierała się na zawodnikach z Bukowska i była wzmacniana 2-3 zawodnikami z zewnątrz i to pozwalało na spokojne funkcjonowanie Klubu. Proporcje te jednak od dłuższego czasu stale się pogarszają. Wiele wskazywało na to, że Klub w ogóle nie wystartuje w okręgówce, ale niemalże rzutem na taśmę udało się zebrać drużynę, która na miarę swoich możliwości powalczyła w rundzie jesiennej. W przerwie zimowej jednak sytuacja kadrowa ze względu na kontuzje i zmiany w życiu prywatnym niektórych naszych zawodników sprawiła, że dobiliśmy do ściany. Mimo chęci ściągnięcia kilku zawodników nie byliśmy w stanie spełnić oczekiwań finansowych ich klubów (…)”.

To oświadczenie wywołało sporą burzę w środowisku piłkarskim w Bukowsku i już dwa dni później klub wydał kolejne:

„Szanowni Kibice, jesteśmy w dużym szoku. Nie spodziewaliśmy się, że sprawa wycofania Bukowianki Bukowsko wywoła wśród was tak duże poruszenie. Nie mogliśmy przejść obok tego obojętnie, zatem wychodząc naprzeciw waszym oczekiwaniom… wracamy do gry! Po konsultacjach zarówno wewnątrz zespołu jak i na zewnątrz doszliśmy do wniosku, że podejmiemy jeszcze walkę do końca tej rundy (…)”.

Mecz z Partyzantem Targowiska Bukowianka musiała oddać walkowerem, ale w kolejnych piłkarze wyszli już na boisko.

Punktem zwrotnym była pomoc sąsiadów zza miedzy. W sukurs przyszedł Cosmos Nowotaniec. Choć kluby ze sobą mocno rywalizują, to w biedzie potrafiły sobie pomóc. Włodarze Cosmosu pomogli w szybkim załatwieniu dwóch graczy z Ukrainy i dopełnieniu formalności i Bukowianka mogła zagrać w następnej kolejce z Czarnymi Jasło.

– Przed sezonem próbowaliśmy pozyskać dwóch chłopaków z niższych lig, którzy chcieli zagrać u nas w okręgówce, ale przerwa zimowa ma to do siebie, że trzeba się dogadać z klubem, w którym jest ten zawodnik. Niestety żądania niektórych klubów okazały się poza naszymi możliwościami. Nie widzieliśmy dalszej możliwości funkcjonowania, nie na tym poziomie – mówi Jakub Wyciskiewicz, prezes i zawodnik Bukowianki. – Po tym jak ogłosiliśmy wycofanie się. Rozdzwoniły się telefony, m.in. od władz gminy i ludzi z okolicy. Było parcie, żeby dokończyć sezon. Wróciliśmy do rozmów z naszymi zawodnikami, większość zgodziła się, żeby honorowo dowieźć to do końca. Pomogli nam sąsiedzi z Nowotańca, dzięki którym udało się pozyskać dwóch zawodników z Ukrainy, w tym bramkarza, co było dla nas bardzo ważne i gramy takim składem, jaki mamy – mówi prezes Bukowianki, który dodał, że telefonowali nie tylko zatroskani losem ponad 30-letniego klubu, ale też przedstawiciele drużyn z okolic, którzy korzystając z okazji, chcieli pozyskać piłkarzy Bukowianki.

Choć historia wydaje się kończyć happy-endem, to do takiego scenariusza w Bukowsku jest jeszcze bardzo daleko.

Generalnie mówić o sukcesie nie można. Za kilka tygodni kończy się kadencja obecnego zarządu i ja nie widzę za bardzo perspektyw na to, że ktoś to przejmie i nastąpi punkt zwrotny – martwi się Jakub Wyciskiewicz. – O ile sytuacja finansowa klubu jest dość stabilna, o tyle naszym problemem jest problem ludzi, których do gry zwyczajnie brakuje. Rozpytywaliśmy w okolicznych klubach z klasy A czy B, ale tam jest podobnie. Nikt nie chce oddać piłkarza, bo za chwilę tam nie będzie komu grać. Tam, gdzie jest sponsor i ma środki na to, żeby zapłacić piłkarzowi, to jest w stanie go przyciągnąć. My takich możliwości nie mamy, chłopaki grają za darmo i tyle. Mało tego wielu naszych piłkarzy na co dzień pracuje lub uczy się poza Bukowskiej, niektórzy w Rzeszowie i trzeba im podziękować, za to, że chcą przyjeżdżać na mecze i wspierać drużynę. Na szczęście mamy jeszcze kilku starszych piłkarzy. Wielu z nich przestało już grać, ale jak sytuacja jest krytyczna, to dzwonimy do nich i przyjdą zagrać. Nie mają serca odmówić. Niedawno zgłosiliśmy trzech młodych chłopaków po 17 lat, ale oni dopiero zaczynają przygodę z piłka, potrzebują czasu na to, żeby stać się dobrymi zawodnikami. W klasie A, jak wygrywaliśmy, to było lepiej, chętnych do gry było więcej. W okręgówce zaczęły się porażki i coraz większe problemy, ludzi na mecze przychodzi też mniej – wymienia J. Wyciskiewicz, który z przerwami w klubie jest od 7 lat. 

Pan Jakub pojawił się w Bukowiance, jako piłkarz, gdy klub pierwszy raz awansował do klasy O, ale szybko z niej spadł. W drużynie gra też jego brat Mateusz i wujek Ireneusz Zarzyka, który jest trenerem, a także syn trenera Igor. Jakub prezesem jest od dwóch lat, w zarządzie jest też jego brat. Ireneusz Zarzyka, były gracz m.in. Karpat Krosno prowadzi zaś akademię piłkarską w Bukowsku, gdzie trenuje ok. pięćdziesięciorga dzieci.

– To są dopiero dzieci, jeszcze kilka dobrych lat minie, kiedy pojawią się w piłce seniorskiej. Nasz klub nie ma tyle czasu. Mamy u nas ogromną dziurę demograficzną i nie tylko my borykamy się z takimi problemami, ale inne kluby również – dodaje Wyciskiewicz. – Na szczęście nasz zespół to zgrana paczka. Wszyscy są z Bukowska lub okolic i generalnie dzięki temu ta drużyna jeszcze istnieje. Każdy coś wnosi, każdy chce pomóc koledze i jakoś walczymy. Dziękujemy Robertowi Pieszczochowi, że w trudnej sytuacji nam pomógł i możemy grać dalej. Dziękujemy też naszemu radnemu Wojtkowi Ambickiemu, który nie zostawił nas samych – mówi prezes.

Uwierzyć w to co się dzieje, nie może jeden z najbardziej zasłużonych działaczy Bukowianki, Czesław Grzyb, który działa w klubie od 20 lat.

– Kiedyś już miałem taką sytuację, kiedy mieszkałem w Dudyńcach. Też mieliśmy tam drużynę, graliśmy w klasie C, potem w klasie B, była szansa na awans jeszcze wyżej, ale w pewnym momencie się wszystko posypało. To była jednak mała wioska, może z 40 domów, ale przyjeżdżali do nas chłopaki z okolicznych wsi i była fajna drużyna. Zbieraliśmy się, choć było trudniej niż teraz, bo na mecze trzeba było nieraz rowerami jechać – mówi pan Czesław, który przez 25 lat strzegł bramki m.in. klubów z Dudyńców, Czerteża czy Bukowianki. – Żal, że w Bukowsku, w którym dwadzieścia lat temu się ożeniłem, jest taka słaba sytuacja z piłkarzami. Wieś jest duża, chłopaki mają warunki, ale trenować nie chcą. Jak na trening przyjdzie pięciu, to jak tu trening zrobić? A tu piękny stadion, płyta taka, że w 3 lidze niektórzy, takiej nie mają, orlik, sala sportowa. Tylko grać, ale chętnych brakuje.

Choć perspektywy Bukowianki nie wydają się być najlepsze, bo zespół po 19. kolejkach jest na ostatnim miejscu w tabeli, to pociesza fakt, że w kryzysie miejscowa społeczność potrafiła się zmobilizować.

– Czujemy duże wsparcie ze strony gminy. Wójt może nie jest jakimś fanem piłki nożnej, ale dobrze nas traktuje i pomaga – mówi Jakub Wyciskiewicz. – Wiele zależy od tego jak się zakończy ten sezon i jaką decyzję podejmą ci piłkarze, którzy dojeżdżają na mecze. O nowych trudno mówić, bo to, co dało się zebrać, to już zebraliśmy. Chciałbym być dobrej myśli, ale zdaję sobie sprawę, że łatwo nie będzie.