Jan Gawle: Każdy pracuje na swoją pozycję

160

– Futsal to bardzo wymagający sport do prowadzenia; jest inna intensywność i specyfika niż na trawie – mówi Jan Gawle, sędzia ekstraklasy futsalu, który prowadził niedawny mecz o Superpuchar Polski pomiędzy Rekordem Bielsko-Biała a Piastem Gliwice.

Czujesz się najlepszym arbitrem piłkarskim na Podkarpaciu?

Nie (śmiech), absolutnie nie. Jestem skromnym chłopakiem, takim samym jak inni sędziowie z regionu i na pewno nie czuje się od kogoś lepszy.

Ale to ty jesteś w najwyższej grupie sędziów futsalu, a meczu o Superpuchar nie prowadzą przecież „ogórki”, tylko czołowi arbitrzy w kraju.

No tak, dostałem możliwość sędziowania meczu o Superpuchar Polski w futsalu. Byliśmy na parkiecie we dwóch nowymi arbitrami ekstraklasy, bo oprócz mnie mecz prowadził Marcin Miśta. To był taki nasz test w ogniu.

Jan Gawle (trzeci z lewej) przed meczem od Superpuchar Polski w futsalu.

Jak wrażenia po starciu Rekordu z Piastem – widać było tę stawkę?

Bardzo, mecz piłkarsko był bardzo dobry, ale też wymagający do sędziowania. Było dużo emocji, zarządzania. Każda z drużyn w 40 minut gry chciała przechylić wynik na własną korzyść, udało się to Rekordowi. Bielszczanie wygrali 2:0, ale drugi gol wpadł na 2,5 minuty przed końcem, po zablokowaniu piłki gracz nawet nie widział bramki, ale uderzył przez całe boisko do pustej bramki, bo Piast grał już wtedy z wycofanym bramkarzem. W ten sposób uniknęliśmy dogrywki, albo i karnych.

To twój najlepszy rok w karierze?

Już cały poprzedni sezon był dla mnie dobry. Miałem najwięcej meczów, sporo udanych i dzięki temu dostałem awans.

Latem prowadziłeś też mecze Igrzysk Europejskich. Jakie wspomnienia?

Bardzo fajne, dużo ludzi, inne kultury, także gry. To zdecydowanie największa impreza, na jakiej miałem okazję się zaprezentować. Także wśród sędziów towarzystwo było międzynarodowe, prowadziliśmy mecze drużyn kobiecych i męskich. Przez dziewięć dni sędziowania miałem codziennie mecz parkiecie, i drugi jako czasowy lub techniczny. Przy okazji nawiązaliśmy kontakty, a następny taki turniej rozgrywany jest na Węgrzech, może więc zaproszą kogoś z Polski.

„Całe życie na jednym obrazku” – śmieje się Jan Gawle. Z rodziną podczas Igrzysk Europejskich.

Czemu koledzy z trawy nie mogą dorównać naszym futsalowcom – bo przecież w ekstraklasie oprócz ciebie jest jeszcze Michał Potępa, a w Top Amator A – Paweł Charchut. Tymczasem najwyżej klasyfikowany arbiter piłki 11-osobowej, Mariusz Myszka, ma grupę Top Amator B. W czym oni mają trudniej?

Nie do końca śledzę to co dzieje się na trawie. Jeszcze niedawno Mariusz Złotek sędziował mecze w ekstraklasie, ale zakończył karierę i za nim nie ma prawie nikogo, poza Mariuszem Myszką w 2 lidze na szczeblu centralnym nas brakuje. Sędziów na Podkarpaciu, jak i drużyn, jest wielu. Jesteśmy czołówką w Polsce, jest przy tym wielu bardzo dobrych arbitrów, ale na mapie sędziowania w Polsce nas nie ma.

To spytam przekornie – dlaczego udało się akurat w futsalu?

Może nie udało, bo przecież każdy pracuje na swoją pozycję. Umiejętności są bardzo ważne bo futsal to bardzo wymagający sport do prowadzenia; jest inna intensywność i specyfika, trzeba nieco inaczej biegać i oceniać sytuację, trochę tak jak asystent na trawie, z tym, że trzeba zagwizdać wolnego, pokazać kartkę. Poza tym gra jest bardzo szybka gra, a liczba decyzji wymaga ogromnej koordynacji psychoruchowej.

Robiłem kiedyś porównanie do dużej piłki dla studentów WF-u na podstawie wymiarów boiska i liczby zawodników. Żeby oceniać na dużym boisku w podobną trudnością, to w dużej piłce musiałoby być na boisku po 44 graczy w jednej drużynie! Na trawie więcej się biega, mniej gwiżdże. W futsalu mecze to 2×20 minut czystej gry, według analiz na dużym boisku czystej gry mamy 30-31 minut na połowę, reszta ucieka bo rzadko kiedy sędzia dolicza 5 czy 7 minut, a maksymalnie widziałem 10.

Czyli trudniej sędziuje się futsal niż trawiastą piłkę?

Trudniej chyba nie, ale nieco inaczej. Na pewno jest mniej czasu na decyzję, a przy zatrzymywanym zegarze mamy na to dosłownie ułamki sekund, maksymalnie sekundę, bo nie da się cofnąć czasu wracając do przewinienia.

Ważne chyba, żeby za szybko nie nagwizdać fauli, bo potem jest festiwal przedłużonych rzutów karnych i dużo emocji…

Zgadza się, futsal to gra kontaktowa i większość zawodników gra na kontakcie, chce grać po męsku. Czasem jeden odgwizdany „miękki” wolny sprawia, że piłkarze nie wiedzą na ile mogą sobie pozwolić. Dlatego czasem oglądamy „futsalowe zapasy”, a niekiedy każde dotknięcie to przewinienie i wtedy mamy dużo tych przedłużonych karnych.

Zgranie w dwójce sędziowskiej jest więc chyba kluczowe?…

Jeśli obaj sędziowie w parze gwiżdżą podobnie, to jest okej. Ale czasem pary są mieszane w obsadzie i trzeba dogadać się z nowym kolegą – pomagają w tym odpowiednia rozmowa, spójne podejście taktyczne do zawodów oraz zestawy do komunikacji. Lubię jeździć na mecze z kolegami z Podkarpacia, czekam na egzaminy poprawkowe Michała Potępy, który ze względu na stan zdrowia miał dłuższą przerwę i w drugiej części poprzedniego sezonu ekstraklasy byłem mieszany z innymi arbitrami z Polski. W 1 i 2 lidze większość meczów poprowadziłem z kolei z Pawłem Charchutem, obaj wiemy na co nas stać bo mieliśmy już dużo spotkań razem, więc było łatwiej.

„Lubię jeździć na mecze z kolegami z Podkarpacia” – mówi Jan Gawle.

Na co szczególnie zwracasz uwagę na parkiecie?

Na bezpieczeństwo zawodników. Najważniejsze, żeby bohaterami meczu byli piłkarze, a nie arbitrzy. Osobiście staram się robić to co najlepiej potrafię, ale przecież każdy się myli, sędziowie również. Ważne, w jakim stopniu, jeśli są to drobne błędy, a nie bramki lub wydumane karne mające wpływ na wynik.

Jakich zawodników szczególnie nie lubisz na boisku?

Odwrócę to nieco. W każdym zespole są zawodnicy, playmekerzy drużyny, rządzący zespołem i nie zawsze są to kapitanowie. Czasem trochę wariaci, ale zwykle grają bardzo fair wobec rywala. Właśnie z nimi próbuję złapać kontakt na boisku, coś powiedzieć przebiegając w pobliżu. Zwykle od pierwszych minut meczu to właśnie oni „próbują” sędziego, by wiedzieć na co sobie mogą pozwolić. Ale dwie-trzy decyzje, krótka rozmowa i temat jest „przetarty”.

Kiedyś występowałeś jako bramkarz, m.in. w 5-ligowym Kolejarzu Dębica. Gra w piłkę faktycznie pomaga w sędziowaniu?

Jak zaczynałem przygodę na trawie to obserwatorzy zarzucali mi, że jako asystent oglądam zawody. A przecież jako bramkarz musiałem uważnie oglądać. Na pewno byłym piłkarzom łatwiej jest odczytać grę, jak się zachowują kiedy chcą oszukać sędziego. Mnie osobiście przygoda z piłką bardzo pomogła.

Awans do ekstraklasy to chyba twój szczyt sędziowski, bo następnym krokiem jest już nominacja na międzynarodowego, a „trzyma” cię wiek – 41 lat. Jakie masz więc cele?

Przynajmniej dwa sezony chciałbym poprowadzić jeszcze mecze w ekstraklasie, jeśli zdrowie pozwoli. A później pewnie przejdę na „czarną stronę mocy”, jak to mówimy, i będę chciał zostać obserwatorem lub mentorem dla jakiegoś młodego sędziego. Jest dużo dobrych sędziów tylko nie ma ich kto wesprzeć. To tak jak z piłkarzami, którymi na początku drogi nie ma się kto zaopiekować i pociągnąć do góry.

Powspominajmy przez moment – najgłupsza, albo najbardziej kuriozalna sytuacja z boiska?

Byłem na takim meczu, na szczęście nie prowadziłem go, gdy wpadła bramka widmo i to w mistrzostwach Polski juniorów w Chrzanowie. Piłka wyleciała z bramki bokiem przez dziurę w siatce i sędziowie nie uznali gola, choć na nagraniu wideo było widać ich błąd.

Nie zdarzył ci się na przykład nigdy gol ekstra samobójczy, znany z „Piłkarskiego pokera”?

Nie. Nie było też tak jak w kultowym cytacie, że „zapłacili za 3:0 i było 3:0” (uśmiech). Wesoło bywa, czasem po kiksach, albo za sprawą zwierząt na boisku.

Jan Gawle na nagrodą dla najlepszego sędziego w plebiscycie „Futsalu Podkarpackiego”.

A taka decyzja, z której byłeś najbardziej dumny?

Akurat to był mecz w tamtym sezonie w Komprachcicach, gdy puściliśmy korzyść po nierozważnym ataku. Skończyło się idealnie – golem, napomnieniem i doliczonym faulem. Albo na turnieju Heiro Cup bramkarz bronił strzał rękami poza polem karnym – wstrzymałem się z gwizdkiem, piłka wpadła do bramki, była tylko żółta kartka zamiast czerwonej i wszyscy byli zadowoleni.

Duża jest presja na arbitrów futsalu? Czy na trawie jednak jest większa?

Odpowiem tak: młodzi sędziowie nie chcą prowadzić meczów futsalu, na przykład w Dębicy, skąd pochodzę, ciężko znaleźć kogoś na turnieje. Tutaj nawet źle wskazany aut może poskutkować golem, trzeba szybko podejmować decyzje.

Czym zachęciłbyś więc młodych adeptów sędziowania do postawienia na futsal?

Jeśli chcą się rozwijać i poprawiać warsztat to futsal bardzo im pomoże. Przeskok z hali na trawę jest łatwy, a starsi sędziowie po zimie na hali z kółka „ogarniają” mecze A i B klasy (uśmiech).

Czego ci więc życzyć oprócz zdrowia, bo chyba nie połknięcia gwizdka?

Dużo szczęścia, bo przecież na Titanicu wszyscy byli zdrowi tylko zabrakło szczęścia. Arbitrom, jak i zawodnikom, potrzebne jest szczęście. Są sytuacje, których się nie spodziewamy i lepiej, żeby właśnie nas omijały, a czasem szczęście pomogło nam podjąć właściwą decyzję.

Dziękuję za rozmowę.