Dla mnie ważny jest każdy klub i jego problemy
– Objął Pan funkcję Prezesa Podkarpackiego ZPN w dość szczególnych okolicznościach.
– Tak. Zarząd Podkarpackiego ZPN, korzystając ze swoich statutowych uprawnień, powierzył mi funkcję prezesa, by zachować ciągłość funkcjonowania związku w ostatnich miesiącach obecnej kadencji. Korzystając z okazji dziękuję kolegom za zaufanie. Jest to dla mnie wielkie wyzwanie, ale zarazem ogromny zaszczyt.
– Prezes Kazimierz Greń musiał ustąpić?
– Nie moją rolą jest oceniać wysokość kar nałożonych przez organy Dyscyplinarne Polskiego Związku Piłki Nożnej. Znamienną jednak jest wysokość kary, jaką prezes Greń został ukarany.
– Czy były podstawy do jej wymierzenia?
Wyroki sądów powszechnych stwierdzające korupcję w piłce nożnej dla zawodników, trenerów, działaczy czy klubów są faktem, jednak w tamtych przypadkach kary były zdecydowanie łagodniejsze. Życzę Kaziowi jak najlepiej i mam nadzieję, że zdoła oczyścić się ze stawianych mu zarzutów.
– Jak Pan ocenia okres działalności Pana poprzednika. Kazimierz Greń kierował Podkarpackim ZPN prawie trzy kadencje.
– Myślę, że wydarzyło się w tym czasie wiele pozytywnych rzeczy, a sam związek przeszedł olbrzymią metamorfozę. W Podkarpackim Związku Piłki Nożnej działam od początku jego powstania tj. od 2000 roku, kiedy odbyło się Walne Zebranie po reformie administracyjnej kraju. Miałem przyjemność pracować z Kazimierzem od samego początku, przez długi okres czasu w randze wiceprezesa. Na początku naszej działalności mieliśmy sporo wyzwań i do załatwienia spraw niecierpiących zwłoki. Wspólnie za cel numer jeden postawiliśmy sobie czystość rozgrywek. Ponieważ Kazimierz to firmował, przysporzył sobie wielu wrogów, ludzi, którzy potracili jakieś tam wpływy i chyba spore dochody. Równolegle reformowaliśmy związek w każdej płaszczyźnie jego działalności. Organizacyjnym, szkoleniowym, sportowym. Z Podkarpackim ZPN zaczęto się też liczyć na piłkarskiej arenie Polski. Jako prezes zamierzam kontynuować ten kierunek działania.
– Do końca kadencji pozostało kilka miesięcy. Czy będzie Pan wdrażał jakieś autorskie pomysły zmieniające system zarządzania związkiem?
– Wydaje mi się, że każdy, kto obejmuje funkcję zarządzającą musi mieć swoje pomysły. Mi też ich nie brakuje, ale najpierw chcę skonsultować je z kolegami z Zarządu Podkarpackiego ZPN. Będę też słuchał głosów klubów, działaczy czy trenerów. Jestem aktywnym uczestnikiem życia piłkarskiej społeczności na Podkarpaciu i wiem, jakimi problemami ona żyje. Uważam, że dobry prezes to taki, który słucha ludzi i tego, co mają do powiedzenia w myśl przysłowia „Co dwie głowy…”. Zależy mi na tym, by każdy, kto działa w podkarpackiej piłce w jakiejkolwiek roli czuł, że robi coś wartościowego.
– Czy podejmie Pan rękawicę odpowiedzialności i wystartuje w przyszłorocznych wyborach na prezesa związku?
– Nie mówię nie, ale nie deklaruję także, że uczynię to na sto procent. Wspólnie z żoną prowadzimy działalność gospodarczą, ale na działalność w Podkarpackim ZPN zawsze wystarczy mi czasu. Kocham piłkę, która zajmuje szczególne miejsce w całym moim życiu. Gdy byłem młodym chłopakiem, sam grałem w piłkę, następnie zostałem działaczem piłkarskim, a potem prezesem w klubie. Można powiedzieć, że przeszedłem wszystkie szczeble w futbolowym środowisku. To daje mi dobre rozeznanie, z jakimi problemami nasze kluby borykają się, na co dzień. I zapewniam, że nie zamierzam udawać, że ich nie widzę. Przeciwnie dla każdego prezesa, działacza czy zawodnika znajdę czas, wysłucham i jeśli będę mógł – to pomogę. Tworzymy przecież wielką piłkarską drużynę niezależnie czy ktoś gra w II, IV lidze, czy też w C-klasie. Reasumując, jeśli wola środowiska będzie taka, bym kontynuował moją misję w roli prezesa Podkarpackiego ZPN, na pewno podejmę się kolejnych wyzwań.
Biuro Promocji i Informacji Podkarpackiego ZPN