Jestem zagrożeniem dla Bońka, stąd taki wyrok – futbolplus.pl

40
141bc280a143aace03650e1e3d0f5112 L

141bc280a143aace03650e1e3d0f5112 L

Kazimierz Greń, prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej, główny opozycjonista prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka został we wtorek ukarany przez Komisję Dyscyplinarną PZPN 10-letnią dyskwalifikacją za rzekome handlowanie biletami przez stadionem w Dublinie przed meczem kwalifikacji Euro 2016 Irlandia – Polska, 29 marca. Wyłącznie dla futbolplus.pl wykluczony ze struktur PZPN Greń komentuje wyrok Komisji Dyscyplinarnej.

Jak Pan przyjął decyzję Komisji o wykluczeniu Pana z piłkarskich struktur na dziesięć lat?

Jest to rozbój w biały dzień. Czegoś takiego nie było nawet w zamierzchłych czasach komuny. Komisja Dyscyplinarna wydała zaoczny wyrok, mnie bowiem nie było we wtorek na rozprawie, nie dając mi nawet okazji do obrony. Odrzucono moje zwolnienie lekarskie i dwadzieścia pięć punktów podważających oskarżenie, przedłożonych przez mojego pełnomocnika. Komisja straszyła mojego mecenasa skargą do izby adwokackiej, że nagrywał całą rozprawę. Mogę tylko powiedzieć, że na pewno nie odpuszczę tej sprawy i będę walczył o swoje racje. Oddam sprawę do sądu powszechnego. Będę skarżyć PZPN, że łamiąc przepisy pozbawia mnie środków do życia. Jestem bowiem zatrudniony jako prezes w Podkarpackim Związku Piłki Nożnej.

A sam wyrok? Nie przeraża Pana wysokość kary?

Przecież tutaj chodziło wyłącznie o zastraszenie innych, żeby nie przeciwstawiali się prezesowi Bońkowi. Ja jestem dla niego największym zagrożeniem i postanowił mnie odciąc, wykluczyć ze struktur, żeby miał ze mną spokój. Zapewniam jednak, że spokoju mieć nie będzie. Komisja Dyscypliny PPZN, kiedy sąd w Dublinie oddalił sprawę, oskarża mnie o nieetyczne zachowanie, a w ogóle nie zajmuje się na przykład sprawą przewodniczącego Kolegium Sędziowskiego, Zbigniewa Przesmyckiego, którego firma instaluje krzesełka na stadionach klubów, po czym pan Przesmycki wysyła na ten stadion na mecz sędziów i obserwatorów. Czy to jest etyczne, że szef Komisji Licencyjnej PZPN robi audyty dla ośmiu klubów Ekstraklasy, bierze za to ciężkie pieniądze, po kilkaset tysięcy złotych, a potem przyznaje tym klubom licencję na grę w Ekstraklasie? Kolegium jakoś w ogóle nie obchodzi reklamowanie przez prezesa PZPN nielegalnych zakładów bukmacherskich, kiedy są one zabronione przez FIFA, UEFA i PZPN. Jak to się ma do przestrzegania etyki i moralności przez szefa polskiej piłki? I dlaczego Komisja Dyscyplinarna się tym wcale nie zajmuje? Te dziesięć lat, które mi wlepiła, to ma być ostrzeżenie dla delegatów nanajbliższy  zjazd PZPN, żeby przypadkiem nie zadawali prezesowi trudnych pytań.

Postanowienie Komisji nie jest prawomocne. Będzie się Pan odwoływał?

Oczywiście, że będę. I nie spocznę, dopóki nie dowiodę swoich racji. Na razie jednak na najbliższym zjeździe PZPN, 9 czerwca w trzynastym punkcie obrad będzie rozpatrywana moja sprawa. Czekam też na uzasadnienie decyzji Komisji, na co ma zgodnie z procedurą siedem dni, ale czuję, że zbytnio się z tym nie będzie spieszyć, żeby przypadkiem nie wydać jego przed zjazdem. Przysługuje mi jeszcze odwołanie do Najwyższej Komisji Odwoławczej, co też uczynię. A w ostateczności postawienie wniosku do przegłosowanie przez zgromadzenie PZPN, ale to, po tym najbliższym, 9 czerwca, odbędzie się dopiero za rok.

Mówił Pan, że Komisja odrzuciła dwadzieścia pięć punktów Pana pełnomocnika poważających oskarżenie.

Komisja nie ma nic, żadnych dowodów na to, że handlowałem biletami, poza oświadczeniem irlandzkiego dziennikarza, który przedstawił Komisji tylko jakieś zapiski na świstku papieru, a pytany przeze mnie przed Komisją, czy słyszał, że przed sądem w Dubinie jakoby przyznałem się do winy, nie potrafił nawet na to sensownie odpowiedzieć. Drugim dowodem oskarżenia miał być przesłany chyba cztery dni przed ostatnią rozprawą, czyli pod koniec maja, a przypomnę, że mecz z Irlandią był 29 marca, mejl z Niemiec jakiegoś kibica, który rzekomo kupił ode mnie cztery bilety po około 100 euro każdy. To nawet nie pamięta za, ile miał kupić? Komisja nie udostępniła mojemu pełnomocnikowi wydruku tego mejla, nie pozwoliła nawet zrobić kopii, co jest oczywiście całkowicie niezgodne z procedurami prawnymi i jawnym naruszneniem prawa oskarżonego do obrony. Sprawdziliśmy jednak tego kibica na facebooku, okazał się być znajomym Stanowskiego, który jak wiadomo pisze pod dyktando Bońka i za wynagrodzenie załatwiane u bukmacherów przez prezesa PZPN. Czy jest to więc wiarygodny świadek? Gdzie są te Krzysie, Zosie, Juliany czy Janusze, te tabuny kibiców i świadków, którym rzekomo miałem sprzedawać bilety? Gdzie są nagrania monitoringu, które miały wykazać, że handlowałem wejściówkami? A nie trzeba byłoby sprawdzić billingów telefonicznych prezesa Bońka i szefa departamentu PZPN, Dolińskiego, czy aby nie kontaktowali się ze sobą przed moim zatrzymaniem? Czy też Doliński nie dzwonił do firmy ochroniarskiej z poleceniem zatrzymania mnie przed stadionem?

Przeciwko Panu świadczy jednak zablokowanie udostępnienia PZPN-owi wyroku sądu w Dublinie? Gdyby był Pan niewinny, to zezwoliłby Pan na przekazanie werdyktu – tak przynajmniej argumentuje przewodniczący Komisji Dyscyplinarnej.

Sąd w Dublinie przełożył wydanie decyzji w sprawie udostepnienia dokumentów sprawy na 1 lipca. I nic mi do tego, zresztą podobnie jak PZPN-ow. A dlaczego nie zezwoliłem? Ano dlatego, że będzie to mój argument przed sądem powszechnym. PZPN, który powinien raczej bronić swoich pracowników robi wszystko, aby mnie pogrążyć. Czy to nie dziwne? Uruchomił ministerstwo spraw zagranicznych, ambasadę Polską w Irlandii, wynajął nawet w Dublinie przedstawiciela, który miałby szukać na mnie haków w sądzie. Najpierw uruchomili machinę medialną, rozjechali mnie w prasie, a dopiero potem szukali dowodów mojej winy. I choć znaleźć jakoś dotychczas się nie udało i tak przysolili mi dziesięć lat, jakbym był jakimś złoczyńcą i gwałcił małe dziewczynki w bramie. To jednak nie przejdzie. Zdaję sobie sprawę, że po rozpatrzeniu moga zmniejszyć mi wyrok do pięciu czy trzech lat. Ale ja będę domagał się oddalenia.

Schował się Pan po tej decyzji Komisji i poza futbolplus.pl nie udzielił żadnej wypowiedzi.

Dzień po ogłoszeniu postanowienia Komisji wpadł do siedziby Podkarpackiego ZPN dziennikarz z kamerą TVN. Chciał mnie sfilmować, a mnie akurat nie było w związku. Pracownicy zabronili mu filmowania. Wywołała się awantura. Delikwent pobił dwie osoby. Była obdukcja, będzie sprawa karna. Zbigniew Boniek ma media za sobą. Szukają winy tylko w jego przeciwnikach. On jest czysty, nieskalany, nietykalny. Tak przynajmniej jest przedstawiany przez niezwykle przychlne mu telewizje i prasę. Dlatego postanowiłem, że w swojej sprawie nie będę rozmawiał na przykład z Polsatem, który jest całkowicie zależny od PZPN, bo łączy ich nie tylko piłka. Udzielę wywiadu 9 czerwca przed zjazdem PZPN. I to wyłącznie na żywo, a nie nagrywanego, żeby znowu nie było manipulacji. Jeśli znajdzie się taka chętna i odważna stacja, to przedstawię w niej na żywo swoje racje.

Rozmawiał Jacek Kmiecik