Kazimierz Greń jest niewinny. Nie mam problemu z takim stwierdzeniem. Zasada domniemania niewinności obowiązuje w całym cywilizowanym świecie. Może nie w Mińsku i Moskwie, ale mam nadzieję, że w Warszawie i chociażby Rzymie. Nie słyszałem, by gdziekolwiek należało udowadniać swoją niewinność. Kazimierz Greń nagonką medialną został do tego zmuszony. Nie wiem, co się działo w Dublinie, ale wiem, że nie ma żadnych dowodów, by rzucać bezpodstawne oskarżenia typu – „Greń handlował biletami”. Nikt takich dowodów do dzisiaj nie przedstawił.
Ścigany
Kazimierz Greń jest niewinny. Nie mam problemu z takim stwierdzeniem. Zasada domniemania niewinności obowiązuje w całym cywilizowanym świecie. Może nie w Mińsku i Moskwie, ale mam nadzieję, że w Warszawie i chociażby Rzymie. Nie słyszałem, by gdziekolwiek należało udowadniać swoją niewinność. Kazimierz Greń nagonką medialną został do tego zmuszony. Nie wiem, co się działo w Dublinie, ale wiem, że nie ma żadnych dowodów, by rzucać bezpodstawne oskarżenia typu – „Greń handlował biletami”. Nikt takich dowodów do dzisiaj nie przedstawił.
Na pewno wiadomo, że Kazimierz Greń został zatrzymany pod stadionem w Dublinie przed meczem pomiędzy reprezentacjami Irlandii i Polski. Znaleziono przy nim (wyrywając mu z kieszeni, nie z ręki) 12 biletów o wartości każdy po 50 Euro. Został przewieziony do aresztu, gdzie spędził noc. Nazajutrz – po kilkuminutowej rozprawie w obecności adwokata z urzędu i tłumacza – został przez sędziego Michaela Walsha oczyszczony z zarzutów i zwolniony. Tej treści komunikat wydał rzecznik sądu i upubliczniła go telewizja TVN. Greń swoją ponad półgodzinną obecność pod stadionem i posiadanie biletów wytłumaczył w sposób logiczny i wiarygodny. Wejściówki zamówił u niego znajomy z Warszawy pan Paweł Siarkiewicz dla swoich znajomych, którzy mieli je odebrać przed sektorem A stadionu w Dublinie. Pan Siarkiewicz potwierdza słowa Grenia i gotów jest złożyć w razie potrzeby stosowne zeznania, także przed sądem.
Medialni oskarżyciele
Polska opinia publiczna o zajściach w Dublinie dowiedziała się z medialnych doniesień. Niestety, nierzetelnych doniesień, jak twierdzi Greń i jest to jedno z bardziej łagodnych określeń na wartość merytoryczną przedstawianych w Przeglądzie Sportowym i portalu Weszlo.com wydarzeń. Trzeba zauważyć, że obie redakcje mają jednoznaczną i jednostronną politykę informacyjną, jeżeli chodzi o ocenę działań PZPN. Dość bezkrytyczną politykę, oczywiście.
Na podstawie, jakich materiałów informacyjnych pracowali dziennikarze, jakimi dysponowali dowodami, skąd czerpali wiedzę na temat zajść, stawiając Kazimierza Grenia pod pręgierzem opinii publicznej?
Z przedstawionych materiałów wynika, że swoje „rewelacje” oparli o doniesienia red. Toma Tuitta, który był obecny na sali rozpraw, na notatce sporządzonej przez rzecznika policji na prośbę Irlandzkiej Federacji Piłkarskiej (sic!), zeznaniach anonimowych świadków i …. to wszystko.
Wspomniana notatka nie ma żadnej wartości dowodowej, poza tym niewiele z niej wynika. Jak czytamy w wywiadzie ze wspomnianym irlandzkim redaktorem, swoje opinie oparł on na tym, co widział i słyszał. Tuitte słyszał, że Greń się przyznał, ale nie ma jak tego udokumentować, a Greń twierdzi zupełnie coś innego. Rzucanie oskarżeń, na podstawie „słowo za słowo”, to mocno niestosowna postawa, albo jakaś niezrozumiała desperacja piszącego.
Opisujący wydarzenia z Dublina twierdzą jednak, że mają dowody. Michał Pol, redaktor naczelny Przeglądu Sportowego, rozmawiał w dniu 31 marca, telefonicznie z Kazimierzem Greniem. Połączenie miało miejsce około godziny 22. Na pytanie Grenia, dlaczego dziennikarze podają w swych przekazach nieprawdę, Pol stwierdził, że jest w posiadaniu nagrań video, które świadczą dobitnie o winie jego rozmówcy. Kłamstwo, blef, straszak – trudno ocenić, aczkolwiek tych „kompromitujących” nagrań nie ujrzeliśmy po dzień dzisiejszy. Stawiam tezę, że nie ujrzymy ich nigdy, bo nie istnieją, a jeżeli nawet, to każdy musi się z tym liczyć, że zarejestrowane wydarzenia, gesty, obrazy jednoznacznie pokażą, że Greń biletami nie handlował. Ot tak, po prostu.
Pan Kazimierz zwołał w Warszawie konferencję prasową, by dać świadectwo swojej niewinności, poprzez wypunktowanie przekłamanych informacji na swój temat w publikowanych tekstach.
Ze względów emocjonalnych nie było to łatwe przedsięwzięcie. Wspomagając się prezentacją w celu uporządkowania kolejności wydarzeń, starał się przedstawić swoją wersję. Trafił do wielu odbiorców, pokazał drugie dno tej sprawy, co najlepiej odzwierciedlały setki przychylnych mu komentarzy na forach internetowych.
Zostawiając całą emocjonalną otoczkę konferencji na boku, Greń dobitnie wykazał, że medialne doniesienia zawierały wiele kłamliwych treści. Dlaczego piszący dopuścili się tych przekłamań nie wiem, ale myślę, że to pytanie nie powinno pozostać bez odpowiedzi. W przypadku oskarżenia wystarczy jedna fałszywa informacja, by poddać w wątpliwość całą tezę o winie. Greń takich przekłamań wydobył na światło dzienne kilka.
– Powoływanie się dziennikarzy na zeznania świadka Krzysztofa. Anonimowego świadka.
– Sprzedawał bilety o nominale 70 Euro – brzmiała informacja. Pomówiony nie posiadał takowych.
– Sprzedawał za złotówki – pisali. Greń nie miał polskiej waluty przy sobie. Dysponujący „dowodami” rzetelni dziennikarze powinni o tym wiedzieć.
– Przychodziły naprawdę spore grupy ludzi do niego. Takie załogi po dziesięć osób – zeznawał świadek (anonimowy) – gdyby tak było, przy Greniu musiano by znaleźć kilka tysięcy Euro. Znaleziono 840.
– Dzwoniłem do niego – zeznawał anonimowy świadek, a media szafowały tym argumentem przez kilka dni. Teraz mogą mieć problem ci, którzy przekazywali tę informację, bo cóż będzie, jeśli nikt nie pokaże na bilingu połączenia z numerem Grenia w dniu 29 marca? A nie pokaże, bo takich połączeń nie było.
I tak padały po kolei „druzgocące” dowody winy.
PYTANIE, PO CO PISAĆ NIEPRAWDĘ JAK MA SIĘ DOSTĘP DO PRAWDY? – WYDAJE SIĘ BYĆ KLUCZOWE.
To, co wydarzyło się tuż po konferencji, umknęło uwadze wielu obserwatorów. Nikt nie zwrócił uwagi na jeden mały szczegół.
Po konferencji, dziennikarz z grupy tych dyskredytujących Grenia, udzielił wywiadu dla jednej ze stacji telewizyjnych. Stwierdził, że anonimowy Krzysztof ma nazwisko i adres, i tak w ogóle przyjedzie na każdą rozprawę, by świadczyć przeciwko Greniowi. Można by to skwitować krótkim pożyjemy, zobaczymy.
Kuriozalnie zabrzmiało jednak zdanie, że redakcja (a może PZPN) będzie poprzez ambasadę ściągać materiały dokumentujące winę Grenia. Czegoś tu nie rozumiem. Tydzień szkalowania, kilkanaście artykułów niepozostawiających na Greniu przysłowiowej suchej nitki i tego typu stwierdzenie? Powraca pytanie, na jakiej podstawie, i w imię czego, przeprowadzono ten atak?
Komu zagrażał Kazimierz
Kazimierz Greń, niekwestionowany twórca sukcesów wyborczych dwóch kolejnych prezesów, trzy razy był wybierany do Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Charakterologicznie, to dość kontrowersyjna osobowość, ale niezwykle sprawny organizacyjnie działacz – w wielkim skrócie tak był postrzegany w środowisku sportowym.
Greń utrzymuje, że padł ofiarą intrygi. Ktoś sprokurował fakt zatrzymania i wydźwięk zdarzeń, które po tym zatrzymaniu nastąpiły.
Kluczowe pytanie, czy ktoś miał powody, by unicestwić tego działacza? Greń twierdzi, że tak.
Analizując wydarzenia z ostatnich dwóch lat, podstawy do postawienia takiej tezy z pewnością istnieją.
Pierwsze zarzewie konfliktu. Kazimierz Greń mocno punktował na posiedzeniach Zarządu kontrowersyjne działania szefa kolegium sędziów. Władze PZPN, pomimo, tym razem udokumentowanych doniesień medialnych, typu „afera krzesełkowa” i „wielbłądy” sędziowskie w meczach ekstraklasy i I ligi zdecydowanie obstawały za funkcyjnym działaczem i postawiły na swoim. Szef kolegium do dziś cieszy się opinią nietykalnego.
Drugie starcie nastąpiło, na zjeździe sprawozdawczym, gdzie na zlecenie prezesa podjęto pierwszą próbę wprowadzenia niekorzystnych dla związków wojewódzkich zmian statutowych. Opozycja okazała się tak mocna, że do głosowania nawet nie doszło. Ślad po cichej konfrontacji jednak pozostał.
Po raz trzeci próbowano „skruszyć” pozycję Grenia, przygotowując pucz futsalowy. Doszło nawet do konfrontacji obu stron w siedzibie PZPN, ale kruchość postawionych zarzutów, typu uszczerbiony puchar, nie pozwoliła odsunąć zaatakowanego z funkcji przewodniczącego komisji futsalu.
Ten rok okazał się jednak kluczowy. Na zlecenie prezesa przygotowano kolejną wersję zmian statutowych, które miały by doprowadzić do niedemokratycznego wzmocnienia pozycji, starającego się o reelekcję obecnie urzędującego prezesa, kosztem innych potencjalnych kandydatów na tę funkcję. Odzew mógł być tylko jeden. Zjednoczenie głosów delegatów przeciwko tym zmianom, w czym brylował we właściwy sobie sposób nikt inny, jak właśnie Kazimierz Greń. Spotkanie prezesów związków wojewódzkich w Uniejowie zakończyło się pełnym sukcesem. Doliczono się 44 „szabel” tylko z tego gremium. Dla nikogo nie było już tajemnicą, że ta siła przełożyć się może na przyszłoroczny Zjazd Wyborczy. Dla osób, którzy obawiali się o utratę swoich wpływów w PZPN Greń stał się zwyczajnie niebezpieczny. Roczny budżet PZPN to ponad sto milionów złotych i w tym momencie chyba wszystko staje się jasne.
To jeszcze nie wszystko. Mało, kto wie, że Greń złożył szereg pism do wiceprezesa Eugeniusza Nowaka i prezesa Bońka z zapytaniami o finanse, przegrane sprawy sądowe, politykę zatrudnienia i wiele innych, dotyczących kluczowych spraw funkcjonowania związku. Teoretycznie odpowiedzi na te pytania znać powinien, jako członek zarządu i członek komisji finansowej, ale tylko teoretycznie. Pytał, argumentując, że nawet Komisja Rewizyjna nie może się doprosić o stosowne dokumenty w tych kwestiach. Takich pism złożył kilka. Na żadne nie otrzymał odpowiedzi. Pozostałych już nie zdążył złożyć.
Nie chcąc stawiać życzliwych sobie członków zarządu – a takich nie brakowało – w niekomfortowej sytuacji, poprosił o zawieszenie w prawach członka zarządu do czasu rozpatrzenia swojej sprawy przez Wydział Dyscypliny. Ten będzie obradował na wniosek Rzecznika Dyscyplinarnego PZPN, który doskonale się czuje wśród niektórych dziennikarzy w trakcie sponsorowanych przez PZPN wyjazdów zagranicznych. Materiałem, jakim będą się posiłkować przy rozpatrywaniu sprawy Kazimierza Grenia, będą ponoć teksty, których zawartość merytoryczną przedstawiłem powyżej.
Jak się to zakończy? Wielu uważa, że zna werdykt, przedstawiając mocną, drastyczną wizję wykluczenia niewygodnego działacza ze struktur PZPN. Ja w to nie wierzę, bo nie ma takich podstaw. Członkami komisji dyscypliny są prawnicy. Mają nie tylko wiedzę, ale także reputację i honor. Wprawdzie ci sami członkowie już kilka lat temu karali Grenia za wpisy na blogu, które po zmianach personalnych w kierownictwie PZPN zostały anulowane, czyli zmieniono ich kwalifikację prawną. Prezes z jednej strony mówi, że czeka, by Kaziu oczyścił się z zarzutów, z drugiej puszcza sygnały twierdząc, że Greń coś kręci. To taka trochę pokrętna postawa, ale być może przypadkowo wyciągam dość pochopne wnioski.
Jak by nie patrzyć, panowie ze wspomnianego wydziału mają twardy orzech do zgryzienia. Teoretycznie kilka artykułów z wątpliwymi w swej wymowie faktami, to trochę mało, by działacza tak drastycznie ukarać, a przecież dochodzi do tego element własnej reputacji i zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości. No, bo drugiej strony medalu przecież nie ma w tej sprawie, bo być nie może, czyli nakazu wykluczenia, oczekiwania na siłowe rozwiązanie i skazujące orzeczenie eliminujące Grenia z dalszej „gry”.
Łączy Nas, czy dzieli
Afera (?) biletowa doskonale przykryła inną, tę, w którą zamieszani byli prezes i współudziałowiec firmy ściśle współpracującej z PZPN, czyli MyPlace. O tym, Greń pozwolił sobie także mówić. Zatrzymania przez prokuraturę na wniosek CBA, bądź przesłuchania zostały w mediach pominięte milczeniem. Krótka, lakoniczna notatka w Przeglądzie Sportowym i tyle. Wywoływani na twitterze przez dziennikarza wyklętego Jacka Kmiecika, redaktorzy Przeglądu i Weszło nabrali wody w usta i milczą do dziś. Sekretarz Generalny Maciej Sawicki, bagatelizował sprawę twierdząc, że współpraca ze skompromitowaną firmą była incydentalna, a zlecenia otrzymywała ona w drodze przetargu. Łatwo sprawdzić. Na stronie PZPN akurat w sferze usług świadczonych przez MyPlace próżno szukać jakiegokolwiek ogłoszenia o przetargu. Wniosek jest jeden. Sekretarz mijał się z prawdą. Niewiarygodne, lecz prawdziwe. Poza tym w kolejnym zdaniu odżegnywał się od dalszej współpracy z tą firmą. Dlaczego, skoro usługi świadczone przez MyPlace miały tak korzystne dla związku warunki? Nielogiczne. Odpowiedź pozostawiam innym.
Sztandarowe hasło „Łączy Nas Piłka”, okazuje się być pustym sloganem. Greń podsumowując konferencję zaproponował inne -„Łączą Ich Interesy”.
PZPN pod kierownictwem Zbigniewa Bońka podzielił media, działaczy związkowych i inne grupy myślące inaczej, co przecież w demokracji nie znaczy źle. Zdefiniowano równych i równiejszych, a to może okazać się kluczowe w kolejnych wyborach i głosowaniach związkowych delegatów.
***
Greń swoją porcję uczucia poniżenia już dostał, jak każdy, kogo dotknie pomówienie bądź plotka. Wszystkim, którzy puścili w eter przekłamane informacje dedykuję przypowieść, o człowieku, który wyszedł na dach, rozpruł na silnym wietrze poduszkę i powiedział do syna: – Idź pozbieraj to pierze, a nie ominie cię nagroda.
Janusz Pytel